Nigdy nie można się poddawać – to jest najważniejsze w życiu!
Michał Radlok – mąż, tata, analityk sprzedaży, pracownik Distribev, ale przede wszystkim osoba o niezwykłej sile woli i harcie ducha. Od 2 lat bierze udział w triathlonach. Można się zastanawiać co w tym takiego niezwykłego? Przecież wiele tysięcy, a może nawet milionów ludzi na świecie uczestniczy w różnych zawodach. Prawie każdy z nas uprawia jakiś sport.
Jednak jego historia nie jest taka prosta, jak by się wydawało. Takich osób jak Michał jest raczej niewiele. Jednak zacznijmy od początku. Wszystko zaczęło się 3 lata temu. Był ciepły, letni dzień,
a Michał spędzał czas nad wodą razem z rodziną. Doszło do nieszczęśliwego wypadku, na brzeg wynieśli go obcy ludzie. Potem wszystko potoczyło się szybko – karetka, szpital, operacja, potem kolejne szpitale. W konsekwencji wypadku Michał doznał złamania kręgosłupa i cierpiał na niedowład 4-kończynowy. Rokowania lekarzy były kiepskie – starali się zrobić wszystko, żeby Michał mógł poruszać rękoma. Spędził w szpitalu kilka miesięcy. Wypadek wydarzył się w lipcu, a do domu wrócił dopiero w październiku. Każdego dnia przyświecała mu myśl, że ma dla kogo walczyć, że jego rodzina jest najważniejsza i to dla „jego Dziewczyn” nie może się poddać. Droga do sprawności i samodzielności nie była prosta. Nie mógł stać, mdlał po kilku sekundach w pozycji pionowej, samo siedzenie sprawiało mu ból, musiał od nowa nauczyć się chodzić – każdy dzień był dla Michała ogromnym wyzwaniem. Opowiadając o pobycie w szpitalu, mówi, że widział jak ludzie dookoła niego poddawali się, zwyczajnie brakowało im siły do walki z niepełnosprawnością. On każdego dnia uparcie parł do przodu. W jednym tygodniu na powitanie wyjechał po dziewczyny wózkiem,
a w kolejnym już wyszedł o kulach.
Michał podkreśla też, że ogromne wsparcie otrzymał od kolegów z pracy. Nawet, gdy na początku sytuacja była bardzo trudna, oni nie tracili nadziei i wspierali go w walce. Szczególnie wspomina moment, gdy zadzwonił do niego Grzegorz Szubert i powiedział, że „pobiegnie jeszcze maraton”. Michał odpowiedział, że „weźmie udział w triathlonie” i tak zostało. Teraz biega, pływa, jeździ na rowerze, a z każdym pokonanym kilometrem pokonuje swoje ograniczenia. To nie jest tak, że jest w 100% sprawny. Każdego dnia musi radzić sobie z bólem.
A jak radzi sobie z trudnościami w trakcie zawodów? „Chyba mam taką blokadę w głowie – przeliczam, analizuję i tłumaczę sobie dystans” – mówi Michał. W sumie jeśli pamięta się, że jest analitykiem, a praca jest jego pasją, to metoda nie jest aż tak zaskakująca.
Aktywność fizyczna jest codziennością Michała. Pływa, ćwiczy w domu, cały czas jest poddawany rehabilitacji, jeździ na rowerze, biega – jak spojrzeć z boku, to dużo tego jest. Stara się też jak najwięcej czasu poświęcać swoim córkom. Zapytany skąd ma tyle czasu, śmieje się i odpowiada, że nie ma telewizora, a to oszczędza wiele czasu. Mówi, że ma szczęście do ludzi, bo od początku mógł liczyć na najbliższych, ale też na kolegów
z pracy. Żona zadbała o dom, a koledzy z firmy – Grzegorz i Kamil wspierali go na duchu, ale też dopilnowali, by miał gdzie wrócić, kiedy już doszedł do siebie. Jego miejsce pracy cały czas na niego czekało.
Michał zapytany o plany na przyszłość odpowiada:
– „Przestałem gonić króliczka, posiadanie przestało być ważne, nie gonię za niczym wyjątkowym. Mam 2 córki i żonę, więc mam wszystko, moja codzienność jest wystarczająco przyjemna. Rzeczywistość weryfikuje plany, jestem szczęśliwy z tym co mam”.
Mówi również, że:
„Nigdy nie można się poddawać – to jest najważniejsze w życiu. Mnie do szpitala przywieźli na noszach a wyszedłem o własnych nogach”.
To, co przytrafiło się Michałowi może spotkać wiele osób. Jednak to, jak poradził sobie z trudnościami, to że nie poddał się, kiedy było naprawdę ciężko i teraz realizuje swoje pasje, może być inspiracją dla niejednej osoby. „Nigdy nie można się poddawać”.
Autor: Agnieszka Ganclerz